Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 4 października 2012

Michnik, Gruzja i Wokulski



Adam Michnik jak zwykle pisze pięknie i mądrze. W takiej kolejności. Pisze o Gruzji, która choć leży od Polski daleko, jest nam bliska. Niewiele o niej wiemy, nie wszyscy wiedzą kto tam rządził, ale stała się bliska. Dlaczego? Kolejny polski fenomen z projektowaniem naszej niepodległości w zakątku świata, gdzie demokracja z trudem się asymiluje. I to najczęściej w formie hasła w leksykonie.

Michnik zauważa, że w poniedziałkowych wyborach w Gruzji po raz pierwszy wybrano władze za pomocą kartki wyborczej. Naczelny "Wyborczej" nie jest tam jedynym przedstawicielem polskich mediów, prawica też wysłała dziennikarza, Igora Janke. Ten ostatni kibicował temu, który przegrał, Saakaszwilemu.

Saakaszwili, przyjaciel zmarłego Lecha Kaczyńskiego, wydawał się jedynym dysponentem wolności Gruzji, stanął na czele kraju w wyniku rewolucji, która bardzo atrakcyjnie się nazywała rewolucją róż.

Jak to zwykle z rewolucjonistami bywa, im dalej od zwycięstwa, tym bardziej są przekonani, że mają jedyną rację, a rację najlepiej wprowadza się siłą, a nie argumentami, które są miękkie. Saakaszwili nawet najbliższych współpracowników nie mógł przekonać, kolejni mu odpadali. Dyktatura przyjaciela naszego smoleńskiego "bohatera" pełzała sobie i dla Gruzinów przybrała postać robala reżimu.

Skąd my to znamy? Zwyciężył ten, który się przeciwstawił, dołączyli do niego dawni uczestnicy rewolucji róż. Przekonali Gruzinów do siebie, choć reżim rewolucjonistów wskazywał, iż Iwaniszwili to człowiek Moskwy, bo tam dorobił się fortuny.

Nigdzie nie lubią Wokulskich, zwłaszcza w Polsce, okazuje się, że też w Gruzji. A może szczególnie na Zakaukaziu, bo prowadzą wojny z Rosją, nam tylko Moskwa "strąca" samoloty.

Zwycięzca gruzińskich wyborów Iwaniszwili to ichni Wokulski, który zna wartość pieniądza, a tym samym zna cenę wolności, dla której warto paktować z diabłem, ale trzeba mieć czym.

Michnik to, co się stało w Gruzji, nazywa cudem. Nie dziwię się, zawsze gdy rozum zwycięża nieprzejednane racje, dokonuje się cud. Jak zwykle po takim niezwykłym zdarzeniu trzeba się zmierzyć z codziennością, a ta jest szara, pełna znoju i brak w niej magicznych pałeczek. 

Michnik oddaje należną cześć przegranemu Saakaszwilemu, gdy na zbiegu George'a W. Busha i Lecha Kaczyńskiego, porównuje wybór pokonanego z drogą Jaruzelskiego. W Polsce już daleko jesteśmy od 1989 roku, zmagamy się jak Gruzini w podobnymi problemami, lecz na dużo wyższym poziomie procedur demokratycznych. Michnik, aby spotkać Wokulskiego musiał pojechać do Tbilisi. Żywotny ten nasz Rzecki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz